Przez te cztery dni wolnego udało mi się zapomnieć jak to jest wstać o piątej rano do szkoły i właśnie przypomniałem sobie, że jest to okropne.
Monotonia od nowa. Wstałem, umyłem się i poszedłem na pociąg lecz tym razem nie spałem w trakcie jazdy.
Na miejscu kupiłem sobie do szkoły pięć drożdżówek. Z moim kumplem umówiłem się aby dał mi pastę termo-przewodzącą do komputera bo dawno nie smarowałem procesora. W ramach tej pomocy kupiłem od niego pełen słoik miodu bo on ma gdzieś na placu pasiekę. Reszta szkoły… nuda. Takiego zjazdu jeszcze chyba nigdy nie miałem. Nie widziałem żadnego celu i nic mi się nie chciało. Oczywiście jakoś przebrnąłem przez te wszystkie lekcje. Niestety ostatnia lekcja, WF, sprawiła, że dodatkowo opadłem z wszelkich sił i chęci do czegokolwiek. W dość upalnej porze graliśmy w piłkę nożną na starszą klasę. Co prawda grało się przyjemnie ale powroty do domu jako spocona świnka to nie jest moje ulubione zajęcie.
Jakie ja mam szczęście, że u mnie w pokoju było wyjątkowo zimno. Postanowiłem się szybko umyć i zabrać za procesor w komputerze. Pasty od mojego kolegi było tyle co kot napłakał. Teraz mam jej jeszcze mniej. Muszę wykombinować sobie więcej. Na szczęście nie jest najgorzej i mogłem w spokoju napisać nowy wierszyk na bloga oraz przysiąść do zabezpieczania mojej strony, albowiem od rana dostaje powiadomienia na maila, że jakiś bot próbuje się włamać. Zainstalowałem kilka nowych oprogramowań i czekam tylko na ponowne pojawienie się IP komputera moje oponenta chcącego włamać się. Zapraszam.
Dzień kończę sprzeczką z ojcem, który ma fioła na punkcie rowerków.
Jutro zamierzam spędzić dzień bardziej produktywnie.