Dziś nie poszedłem do szkoły bo miałem iść do pracy. Oczywiście miałem wszystkie budziki włączone. Jeszcze nigdy nie odłożyłem tyle drzemek. Koło godziny dziewiątej wstałem, a raczej kazał mi wstać tata. Zjadłem śniadanie, ubrałem mundur i pojechałem na strzelnicę.
Tam miały odbywać się treningi dla tramwajarzy. Treningi obrony cywilnej czy jakoś tak. Byłem tam z tatą już o jedenastej trzydzieści, a oni zjawili się dopiero o czternastej. Plusy są takie, że gdy przygotowałem odpowiednio stanowiska i rozłożyłem tarcze, miałem masę czasu dla siebie. Wypiłem kawę, potem herbatę, zjadłem kilka ciastek i oddałem się przyjemności strzelania. Przyjechał jeden gość, co miał prawdziwe skarby i zabytki. Jedną z zabawek, jakimi postrzelałem był Makarov w idealnym stanie. Był to istny miód bogów, gdy naciskało się język spustowy.
Nadszedł czas pojawienia się gości z Katowic. Było kilku chłopów w mundurach ze szkoły wojskowej, ale większość to byli kierowcy tramwajów, ubrani na galowo. NA GALOWO! Do strzelania na strzelnicy. No ale co będę się czepiać. Byli mili i nawet zabawni. Oczywiście obsługa broni w ich przypadku była jak danie małemu dziecka noża. Dodatkowo, mój tata dostał zadanie medyka. On nigdy mnie nie połatał, gdy coś mi się stało. Raz, jak zemdlałem w kościele, podczas stania przez cztery godziny pod krzyżem, wziął patyki, ułożył w krzyż i zaczął mnie tym bić. W sumie zabawnie
Nie nudziłem się, bo przyjechały dwie miłe osóbki ze szkoły wojskowej w Katowicach i pomagały mi. Miałem dodatkowo z kim pogadać. Niestety dobiegła godzina, gdy wszyscy rozjechali się do domów.
Była już siedemnasta, więc my też się zebraliśmy. Mój tata podwiózł mnie do Natalki, aby spędził z nią jeszcze trochę czasu. Było wspaniale. Jak zawsze się powygłupialiśmy i pospaliśmy razem.
Jest godzina dwudziesta-pierwsza i siedzę już w domu. Wymęczony i wypocony. Idę się myć i jeść.