Drzwi się otwierają a do wagonu wbiega włochata kulka,
sporych rozmiarów pies szczęśliwy i młody
co do zabawy z wszystkimi goni.
Biegnie w obie strony,
język z paszczy mu powiewa,
ogon macha, zabawy oznaki już daje.
W pierwszym wagonie z dziećmi gania,
te się śmieją i łapać go próbują
gdy on tylko obok przebiegnie.
W drugim wagonie dorośli się gapią,
czasem zaśmieją, czasem obejrzą
lecz piesek zabawy u nich nie dostał.
W trzecim już młodzież z obozu wraca,
ci głaskać i rozczulać się zaczęli,
bo jak tu takiej kulki włochatej nie przytulić.
Po chwili z czwartego wagonu konduktor nadciąga,
pisak nie mały już ucieka,
ten go złapał, pogłaskał i bilety sprawdzać poszedł.
A tu nagle piąty wagon,
starszy pan, siwe włosy i malowane płótno w dłoni,
psa pogłaskał, jeść mu dał i coś szeptał nieznanego.
Nagle stop, kolejna stacja,
drzwi otwarte, pies wybiega,
poszedł zwiedzać co nowego go czeka.
Wczoraj wracając z Częstochowy do pociągu wpadł właśnie opisany pies. Był dość spory i włochaty. Biegał tylko po pociągu i zaczepiał ludzi do zabawy. To dało mi nowy pomysł na taki luźny wierszyk, który mi przypomina wiersz o lokomotywie z dzieciństwa. Uwielbiałem go czytać. Teraz mogłem napisać coś lekko podobnego do lokomotywy pijącej piwo.