Dzisiejszego dnia w szkole, Antek czół się bardzo nieswojo. Czół, że coś się wydarzy, ale nie wiedział co. Po chwili namysłu, odebrał to, jako kolejny apel w szkole. Chciał tak myśleć i chciał, aby te nudne lekcje się nareszcie skończyły. Był to właśnie dzień, kiedy wszystkie nauczycielki wydarły się na niego, za wiele różnych głupot. Siedział teraz na lekcji języka Polskiego i zamiast uczyć się, rozmyślał nad tym, aby postrzelać na strzelnicy, albo pograć w jakąś grę dla rozluźnienia.
Nagle rozległ się głośny wystrzał i przeraźliwy krzyk młodej dziewczyny. Dźwięk ten, odbił się od każdej możliwej ściany i dobiegł do wszystkich uczniów. Po chwili kolejny strzał, i jeszcze jeden. Zaraz po nich kolejne trzy, w akompaniamencie krzyku kobiet. Wszyscy w klasie zerwali się w jednym tempie. Nauczycielka kazała wszystkim zachować spokój, a tym bardziej nie wychodzić z klasy. Za drzwiami było słychać trzask i głosy mężczyzn. Po ich mowie dało się rozpoznać, że byli to obcokrajowcy. Antkowi od razu wpadli do głowy imigranci.
Drzwi klasy otwarły się z przeraźliwym hukiem, a w nich stał wielki facet, ubrany w brudne łachmany i kamizelkę wojskową. W rękach trzymał kałasznikowa. Najpierw coś pokrzyczał w swoim języku a następnie, już po angielsku, kazał wszystkim paść na ziemię i nie wstawać. Ci co wydali z siebie choćby malutki dźwięk, dostali z kolby karabinu prosto w twarz. Antek przyglądał się temu typowi. Jego kamizelka była dość gruba i napakowana. Nie mogła tam być bomba, bo wystawały wszędzie magazynki i granaty. A nawet, gdyby chcieli się wysadzać, to już dawno by to zrobili. Kilka dziewczyn zaczęło mocno płakać. Napastnik podszedł krzycząc, i zaczął targać je za włosy. Nagle w szybkim tempie, trzech osiłków klasowych, rzuciło się na niego z pięściami. Dwóch z nich wpadło na niego jak byki i starali się go powalić na ziemię. Trzeci zamachnął się krzesłem i przywalił prosto w korpus terrorysty. Ten zaczął głośno krzyczeć i strzelać na oślep, bo jego ręce były przygniecione przez chłopaków. Ten z krzesłem postanowił znaleźć lepszą broń. Antek nie mógł uwierzyć jak ten stół mógł tak tanecznie zawirować w powietrzu. Tym razem blat, przygniótł głowę napastnika. Nie ruszał się. W sali zapanowała cisza. Grała na swoich strunach i nie dawała się zagłuszyć. Ten trzeci chłopak, Tomek, padł na kolana z myślą, że zabił człowieka i zamknął się w sobie. Cała klasa stała na nogach i przyglądała się leżącemu ciału. Antek podbiegł i zabrał mu broń, wraz z kilkoma magazynkami. Pani szybkim ruchem zaprotestowała i kazała to odłożyć. Antoni odpowiedział przeładowując karabin. Kilka osób z klasy go poparło, w końcu trzeba się jakoś obronić, a sam Antoś był uważany za niezłego militarystę.
Po chwili do klasy wpadło dwóch kolejnych terrorystów, aby sprawdzić co się stało, że ich kompan tak krzyczał i strzelał. Stanęli w osłupieniu widząc kilku dzieciaków wokół ciała i jednego chłopaka z bronią w ręku. Atek poderwał lufę do góry i wystrzelił serię prosto w drzwi, gdzie stali kolejni przeciwnicy. Jeden z nich runął na ziemię jak kłoda, drugi natomiast odpowiedział ogniem po tym, jak upadł na jedno kolano przez postrzał. Jego kule raniły chłopaka co pomagał przy powaleniu pierwszego terrorysty. Ten zawył łamiącym się głosem i położył się, wykręcony z bólu. Kolejna seria poszła w stronę drzwi. Tym razem nie było odpowiedzi, a twarz Antoniego była iście stoicka. Napływ adrenaliny sprawił, że był gotowy to każdej walki. Zerwał kamizelki z napastników i pozbierał broń. Podzielił się z nauczycielką, aby mogła bronić swoich uczniów. Reszta klasy opatrywała krwawiącego kolegę. Dano mu chustę w usta, aby nie krzyczał za głośno. W tym czasie, Antoś, sprawdzając ostatniego napastnika zastygł w miejscu. Ten miał już miał pod ubraniem bombę. Jej zdalny zapalnik był w jednej z kieszeni kamizelki. Na szczęście była to tylko sztuczka kamikaze. Bezpiecznie udało się zdjąć z nieboszczyka ładunki.
Szybkim tempem, Antek, udał się sąsiedniej klasy. Wpakował się przez drzwi, wrzucając znaleziony granat ogłuszający. Dwa następujące po sobie strzały i huk upadku o podłogę. Klasa składająca się głównie z dziewczyn i Antoś pośrodku stojący jak bohater z filmu akcji. W tej sali znajdowała się również jedna dziewczyna, co wpadła mu w oko, ale nie miał jak podejść i zagadać. Zadał sobie pytanie czy jej zaimponował, czy wręcz przestraszył. Nastąpiła chwila spokoju. Wszyscy mieli czas na pozbieranie się w sobie. Szybko zaczęto otwierać niektóre okna i wołać o pomoc. Przed szkołą pojawił się wielki kordon policji i jeszcze więcej gapiów. Głównie byli to rodzice dzieci, będących zakładnikami.
Gdy tylko uczniom udało się nawiązać kontakt, jednostki antyterrorystyczne podjęły działania. Powiedzieli im, że jeden uczeń jest ranny a drugi prowadzi się jak rambo, oczywiście był w tym momencie bohaterem. Jedynym rozsądnym miejscem rozpoczęcia akcji odbicia zakładników, był główny blok szkoły. Tam zebrała się cała bitwa. Antoś i jego rówieśnicy, których ocalił, znajdowali się w drugiej części szkoły. Pozwoliło im to czuć się znacznie bezpieczniej, bo nie było tu terrorystów, ale żeby się wydostać trzeba iść do głównego bloku.
Antoś i jego nauczycielka prowadzili na początku. Inna pani była na końcu i pilnowała, aby nikt się nie zgubił. Cały wir walki był coraz mocniej słyszalny. Od celu dzielił ich bardzo długi i prosty korytarz, bez możliwości ukrycia się, a na jego końcu były plecy terrorystów. Ci się zorientowali co się dzieje i kilku z nich posłało po magazynku prosto w uczniów. Pani od jeżyka Polskiego została raniona w nogę i nie mogła już chodzić. Antoś się zdenerwował ostatecznie. Wyszedł naprzeciw i sypał ogniem. Nie słyszał totalnie krzyków rówieśników, wszystko zagłuszyły strzały. On był już i tak prawie głuchy przez to. Nagle czas stanął w miejscu. W uszach rozległ się głośny świst i pociemniało mu w oczach. Z brzucha popłynęła mu krew. Spojrzał w duł i upadł na ziemię. Koledzy coś krzyczeli do niego, ale nie był w stanie zrozumieć co. Ostatnim tchem zebrał się w sobie i krzycząc, kazał podać sobie kamizelkę z ładunkami wybuchowymi. Wszyscy myśleli, że będzie tym rzucać. Antoni wstał i włożył na siebie ładunki. W ręce, zamiast ciężkiego karabinu, był teraz mały detonator. Ruszył. Adrenalina i zaczął biec truchtem. Terroryści zauważyli jego wyczyn i w strachu strzelali do niego na oślep, jednocześnie broniąc się przed jednostką policji, nacierającą od przodu. Jedna kula przebiła udo na wylot. Mały Antoś upadł na kolano, po czym wstał i ruszył kuśtykając. Był coraz bliżej. Kolejna kula obdarła mu się o ramię. Powieki stawały się coraz cięższe, a nogi plątały się między sobą. W jednej chwili było słychać przeraźliwy krzyk, a potem wybuch i pisk w uszach. Część sufitu runęła niczym grad. Wszyscy trzymali się za uszy i nikt nie chciał spojrzeć na to co się stało.
Cała klasa, cała szkoła, straciła dobrego przyjaciela. Jego życie stało się życiem wszystkich uczniów. O Antosiu, wciąż jest głośno. Został uhonorowany medalem i chwałą wśród bliskich. Remont szkoły przebiegł dość szybko, ale do normalnych lekcji trudno będzie tak po prostu wrócić i zapomnieć o tym co się stało.